Siedząc tak pod kołdrą, w całkowitej ciemności miałam czas na przemyślenia, jednak wszystko mi się mieszało. To było dla mnie naprawdę za dużo. Samotność zaczęła mi już przeszkadzać, normalni ludzie w takiej sytuacji mogliby liczyć na pomoc najlepszego przyjaciela, ale oczywiście nie ja. Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi, w pierwszej chwili nie miałam zamiaru otwierać, pomyślałam, że znów czekają mnie niezliczone kazania. Pukanie nie ustawało, w końcu się zdenerwowałam, wstałam z łóżka. Gdy wyszłam z pod ciepłej kołdry, przeszedły mnie zimne dreszcze. Zignorowałam to, podeszłam do drzwi i je dość niepewnie otworzyłam. Zobaczyłam Amandę, ale coś w niej było inaczej, Ona... płakała. Całe policzki miała mokre i mocno zaczerwienione.
-Amanda? Co się stało? -zapytałam z troską. Nigdy nie interesowałam się jej przeżyciami, ale teraz coś we mnie po prostu pękło. Może i była bardzo denerwująca, czasami miałam ochotę raz na zawsze się jej pozbyć. No dobra... trochę więcej niż czasami. Ale była przecież moją siostrą, nie ważne czy tą prawdziwą, czy nie, była człowiekiem i też zasługiwała na pomoc i współczucie. To, że ja nigdy nie otrzymałam takiej pomocy, nie znaczy, że miałam pozwolić jej przeżywać to samo co ja. Wcale nie były to miłe przeżycia, nie chciałam, aby ktoś jeszcze ich doświadczył.
-R... rodzice... -wydusiła z siebie bardzo cicho. Zaczęłam sądzić, że to coś bardzo poważnego.
-Co rodzice? Powiedz, spokojnie... -tak, super. Kazałam jej się uspokoić, a sama byłam jednym, wielkim kłębkiem nerwów. -Proszę, wejdź do pokoju, usiądziemy i powiesz mi wszystko, zgoda? -dodałam po chwili szybko. Starałam się teraz bardziej skupić na niej, niż na własnych problemach. Ona przytaknęła i weszła do pokoju. Usiadłyśmy razem na łóżku, otuliłam ją kołdrą, mocno się skuliła i zaczęła powoli wszytko wyjaśniać.
-No... mama powiedziała, że chcą oboje ze mną porozmawiać, no to poszłam do nich. Chcieli pogadać z nami obydwiema, ale jak zamknęłaś się w pokoju, to woleli już Cię nie denerwować, więc zawołali tylko mnie. -każde słowo wymawiała z wielkim trudem, co jakiś czas mocno pociągała nosem. Pogłaskałam ją na uspokojenie delikatnie po głowie. Słuchałam uważnie każdego jej słowa. -Poszłam z nimi do kuchni, Oni zaczęli najpierw coś o tej sprzeczce z rana, powiedzieli że ta wieść nie będzie łatwa do przyjęcia ani dla mnie, ani dla Ciebie. -w tym momencie nagle przerwała. Spuściła lekko głowę i się do mnie mocno przytuliła.
-Csii, spokojnie siostrzyczko, śmiało, mów dalej. -teraz nagle zrobiłam się dla niej taka wyrozumiała, spokojna i życzliwa. No ale cóż, miałam ją wykopać?
-No... Oni... Oni powiedzieli, że my obie jesteśmy adoptowane... -z ogromnym trudem te słowa wypłynęły z jej ust. Ale dlaczego nie zrobiło to na mnie specjalnego wrażenia? Hm... ah tak, bo dowiedziałam się tego od kompletnie obcego człowieka. Mimo to, zatkało mnie. Chciałam i mam, Amanda także jest adoptowana. Nie mogłam jej teraz zostawić kompletnie samej z tym problemem, przeżywała to bardziej tragicznie ode mnie. Przytuliłam ją mocno i otuliłam dokładnie kołdrą. Ona szlochała głośno w moich ramionach.
-Spokojnie, siostrzyczko, damy sobie radę... razem. -Tak, powiedziałam, że damy sobie razem radę do osoby, którą jeszcze niedawno miałam ochotę udusić. Interesowało mnie jeszcze jedno, dlaczego przy kłótni powiedzieli tylko o mnie? Że to własnie ja nie mogę się dowiedzieć, a o Amandzie nawet nie wspomnieli? Chyba nigdy się nie dowiem. -Amando, a ... czy nie mówili może o naszych prawdziwych rodzicach? -siostra od razu zaprzeczyła machnięciem głowy. Skoro powiedzieli o adopcji, mogliby przecież powiedzieć o prawdziwych rodzicach, cokolwiek, przynajmniej to, jak mieli na imię. Ale dlaczego powiedzieli o tym tak późno? Dlaczego dopiero teraz, dlaczego nas tak okłamywali? A więc gdy miałam sześć lat, moja matka wcale nie była w ciąży, tylko adoptowała Amandę. I jeszcze jedno, przecież to, że jesteśmy obie adoptowane, nie znaczyło wcale, że jesteśmy naprawdę siostrami. Przecież ja i Ona mogłyśmy pochodzić z całkowicie innych rodzin. W tej chwili jednak było to dla mnie najmniej ważne. Czy jesteśmy spokrewnione, czy nie, Amanda była, jest i będzie moją siostrą do końca. Nie wiedziałam co teraz z nami będzie, czy dalej będą się nami zajmować, czy oddadzą nas gdzieś. Nawet jeśli mieliby nas oddać komuś innemu, Amanda miała na to dość spore szanse, była ładną, uroczą młodą dziewczyną, z kolei ja byłam już pełnoletnia, zdolna do samodzielnego życia, więc kto chciałby przyjąć mnie do swojego domu?
Położyłam się z Amandą na łóżku, okryłam nas kołdrą. Podałam Amandzie mojego pluszaka, ona natychmiast przytuliła się do niego mocno. Pogłaskałam ją po policzku i pocałowałam w czoło.
-Nie martw się, przejdziemy przez to razem, nie jesteś sama. -przytuliłam ją i zamknęłam oczy, po dłuższym czasie obie zasnęłyśmy.
Wow... Amanda też jest adoptowana? @_@ Bardziej przypuszczałem, że ta będzie truć życie Isie, że ona jest niby prawdziwą córką, a różowa nie... A tu takie zaskoczenie. C: Czekam na nexta. :3
OdpowiedzUsuń