Informacje i regulamin:

REGULAMIN!!!

1. Nie akceptuję wulgaryzmów w komentarzach.

2. To samo sądzę o reklamowaniu się w komentarzach poprzez wstawianie linków do swoich blogów lub innych stron (typu: fora, serwisy, różnego rodzaju swoje konta [DeviantArt, YouTube] itp. ). Jeśli chcesz, możesz podać mi w wiadomości prywatnej. Kontakt jest.

3. Jeśli już masz zamiar dodać komentarz, pisz na temat. Nie będę tolerowała tekstów, które mówią, że blog jest nudny i nie ma sensu go czytać. W takich sprawach dyskutować będę jedynie w wiadomościach prywatnych, ale na blogu ma panować spokój. Nie chcesz czytać, nie czytaj, proste, prawda?

4. Blog jest po to, aby czytać i ewentualnie komentować a nie rządzić na nim, od tego jest autorka. Jeśli treść się nie podoba, wyłącz. Na pewno nie będzie akceptowane wymuszanie przygód, jakie bohaterowie tu przeżywają, jak i tego, kto będzie głównym bohaterem historii! O tym, ile razy ktoś będzie występował i czy w ogóle będzie, decyduję ja!
(Zasada stworzona na podstawie właśnie takiej sytuacji, która mnie spotkała)

Uwaga! Użytkownicy niestosujący się do regulaminu będą od razu blokowani! Nie dam żadnych ostrzeżeń i uwag jak w przedszkolu, nie mam zamiaru bawić się z Wami w teksty " zapomniałam/em o tym" !

Przestrzegaj regulaminu, albo trafisz na czarno-różową listę, Misiaczku.

poniedziałek, 25 marca 2013

Rozdział 1 Co się dzieje z moim życiem?

Pewnego ranka obudziły mnie ciepłe promienie słońca, padające przez szeroko otwarte okno. Uniosłam delikatnie powieki i spojrzałam kącikiem oka na zegarek stojący obok, na szafce nocnej.
-Dwadzieścia po dziewiątej... -mruknęłam sama do siebie cicho. Dziś była sobota. Przewróciłam się na plecy i spojrzałam na biały sufit. Po chwili leniwie podniosłam się z łóżka. Rozglądnęłam się powoli i wstałam. Podeszłam do lustra. Wyglądałam co najmniej okropnie. Chwyciłam w dłoń szczotkę leżącą obok, na skraju niewielkiej toaletki. Rozczesałam włosy. Następnie otworzyłam szafę z ubraniami, wyjęłam z niej czystą bieliznę, kremową koszulkę na jednym ramiączku i czarne legginsy. Przebrałam się szybko i założyłam jeszcze tylko moje czerwone trampki. W pokoju było duszno, więc otworzyłam okno i zeszłam na dół. W kuchni była tylko Amanda. Siedziała przy stole i pisała smsy. Nie ważne co by się działo, zawsze miała w ręce telefon, bardzo to wszystkich denerwowało, ale oczywiście nikt nigdy z tego powodu na nią nie krzyczał. Rozejrzałam się.
-Gdzie rodzice? -zapytałam obojętnie.
-pojechali na zakupy, a co? Już za mamusią tęsknisz? -zaśmiała się wrednie. Ten bachor naprawdę mnie denerwował.
-Zamknij mordę gówniaro. -zdenerwowałam się.
-Nie, sama się zamknij. -próbowała odpyskowaćm, ale nie wychodziło jej to zbyt dobrze.
-Uważaj sobie, nie mam do Ciebie już cierpliwości. -zacisnęłam pięści.
-Jak mi coś zrobisz, powiem mamie! -uśmiechnęła się diabelsko.
Parsknęłam cicho śmiechem i podeszłam do lodówki, na której wisiał kalendarz. Piętnasty maja... za trzy dni miały być moje upragnione, osiemnaste urodziny. Nie miałam co liczyć na życzenia, prezenty, a tym bardziej na imprezę. Ale cieszyłam się mimo pewności, że spędzę te urodziny jak każde... sama w pokoju. Chciałam wyprowadzić się stąd jak najszybciej i jak najdalej. Westchnęłam cicho i odeszłam od kalendarza.
-Idę się przejść, a Ty mała nie rozrabiaj za bardzo. -obojętnie. Kierując się w stronę drzwi.
-Nie jestem dzieckiem! -sprzeczała się uparcie ze mną.
-jesteś, jesteś i nie marudź. Ja wychodzę. -wzięłam ze stołu jeszcze swoją komórkę.
-Uhm. -nie odezwała się do mnie już więcej. Wyszłam z domu. Przechadzałam się po mieście. Szłam przez długie, szerokie, zatłoczone ulice. Na zewnątrz było bardzo ciepło. Ledwo połowa maja a miałam wrażenie, jakby był to środek lata. Nagle poczułam się bardzo dziwnie. Jakbym była przez kogoś obserwowana. Odwróciłam się nerwowo. Niczego szczególnego nie zauważyłam, nikogo podejrzanego. Uznałam, że tylko mi się zdawało, więc poszłam dalej. Ruszyłam powoli do parku, wprost uwielbiałam tam przebywać. Na świeżym powietrzu, wśród drzew i małych zwierzątek. Było to jedyne spokojne i ciche miejsce w całym mieście. Zawsze się tu uspokajałam. Rozsiadłam się na ławce pod wielkim dębem. Przyjemnie siedziało się teraz w chłodnym cieniu, zwłaszcza po wycieczce w pełnym słońcu. Zaczęłam wpatrywać się z uśmiechem w niebo. Widziałam, jak niewielkie, śnieżnobiałe obłoki przepływają po jasnym, błękitnym niebie, niczym statki po morzu. Przymrużyłam delikatnie oczy i wsłuchałam się w cichy szum wiatru, oraz poruszanych przez niego gałęzi drzew. Uspokajało mnie to jeszcze bardziej. Po dłuższym czasie byłam zmuszona przerwać tę cudowną chwilę i wracać już do domu. Robiło się już powoli późno, a mój ojciec ustalił pewne zasady. Nie mogłam być poza domem dłużej, niż do siedemnastej. A więc byłam tu już ponad cztery godziny. Było w pół do, musiałam się już zbierać. Wstałam więc bardzo niechętnie z ławki. Od razu rzuciło mi się w oczy coś dziwnego i ... wręcz trochę przerażającego. Obok drzewa rosnącego niedaleko, stał jakiś mężczyzna. Wyraźnie patrzył w moją stronę. Nie ukrywałam strachu. Mogłam zobaczyć tylko jego smukłą sylwetkę, oraz to, że był całkiem wysoki. Więcej nie widziałam. Cofnęłam się kilka kroków. Po chwili ruszyłam dosyć szybko w kierunku swojego domu. Co jakiś czas rozglądałam się, czy on nie idzie za mną. Na szczęście nie. Odetchnęłam głęboko z wyraźną ulgą. Gdy dotarłam do domu, zorientowałam się, że jest już w pół do osiemnastej. Westchnęłam cicho z nadzieją, że nie będę miała kłopotów za to małe spóźnienie. Przed domem, na podjeźcie stało auto rodziców, a więc miałam stuprocentową pewność, że byli już w domu. Weszłam niepewnie i cicho do środka. Żeby dojść do schodów, a następnie do swojego pokoju, musiałam przejść przez salon. Powolnym krokiem ruszyłam w tamtą stronę. Gdy tam weszłam, zobaczyłam że rodzice razem z Amandą oglądali telewizję. Gdy Ojciec mnie zobaczył, natychmiast wstał z sofy i ruszył w moją stronę. Wystraszona, cofnęłam się o kilka kroków. Zwykle potrafiłam nieźle odpyskować, ale widząc wściekłą minę taty, po prostu mnie sparaliżowało. Nie udało mi się nawet ukryć strachu i niepewności.
-Gdzieś Ty była?! -wyraźnie zdenerwowany, co stwierdziłam już wtedy, gdy do mnie wstawał.
-N... na spacerze. -mruknęłam cicho i niepewnie.
-O której miałaś być w domu?! -wrzasnął na cały głos.
-Przecież to tylko pół godziny, uspokój się trochę. -cała drżałam.
-Nie obchodzi mnie to! Marsz do pokoju i nie wychodzisz nigdzie z domu przez dwa miesiące!
-Ale... nie możecie mi rozkazywać! Jestem już prawie pełnoletnia! -zdobyłam się na odwagę i zaraz tego pożałowałam. Oberwałam mocno w twarz i jęknęłam cicho z bólu.
-Nie pyskuj do mnie, rozumiesz? Jesteś niczym. Jeszcze raz się do mnie w taki sposób odezwiesz, a zabiorę Ci wszystko. Gitarę, komórkę, laptopa i MP3, jasne?
Gdy to wszystko powiedział, miałam ochotę wyrzucić z siebie to, co o nich wszystkich myślę. Wszystko co dusiłam w sobie przez ten czas. Zacisnęłam mocno pięści.
-No co? Co?! Może mnie jeszcze uderzysz, gówniaro?!
-Nie. -probowałam się uspokoić ale zwyczajnie nie potrafiłam w takiej sytuacji. To było dla mnie za wiele. Potrafiłam pyskować, ale wszystko, co przeżyłam do tej chwili, to było dla mnie zbyt wiele. Zachowałam spokój już zbyt długo, żeby ciągle dawać sobie z wszystkim radę. Zawsze byłam silną kobietą, ale to było za dużo, nawet na moje nerwy.
-Marsz do pokoju! Już! -rozkazał.
Natychmiast poszłam tam pospiesznie. Gdy zamknęłam za sobą drzwi od pokoju, cicho zaszlochałam. Nie wytrzymałam już. Zauważyłam, że ostatnio coraz częściej puszczały mi nerwy i po prostu płakałam. Nikogo nie obchodziło to, co się ze mną dzieje i co czuję. Położyłam się na łóżko. Miałam ochotę uciec bardzo daleko stąd. Wszędzie lepiej niż tutaj.
Tej nocy nie mogłam zasnąć. Nie spałam ani chwili. Słyszałam około dwudziestej trzeciej, że wszyscy rozchodzą się do pokoi. Nikt nie przyszedł nawet sprawdzić, co się ze mną dzieje. Nie obchodziło mnie to, zawsze tacy byli, ale jednak to boli, gdy nikt z rodziny ani trochę się o Ciebie nie troszczy.
Około trzeciej nad ranem wstałam z łóżka. Moje policzki były lekko zaczerwienione i troszeczkę mokre od łez. Byłam już prawie pełnoletnia, a traktowano mnie gorzej, niż moją dwunastoletnią siostrę. Nie ukrywałam tego, że mi to przeszkadzało. Pozostało mi jednak tylko wytrzymać te kilka dni. Postanowiłam, że później od razu będę szukać własnego mieszkania. Chyba nie mogą zabronić mi się wyprowadzić po osiągnięciu pełnoletności, prawda? Od dawna wierzyłam, że zaczną mnie wtedy traktować na poważnie, a nie jak pięcioletnią dziewczynkę. Przecież zachowywałam się dojrzale, byłam odpowiedzialna, gotowa do samodzielnego życia, ale nie wszyscy to rozumieli.
Poszłam powoli do kuchni. Wzięłam z górnej szafki szklankę i nalałam do niej zimnej wody. Zachowywałam się najciszej jak tylko mogłam, nie chciałam nikogo obudzić. Usiadłam w kącie pod ścianą. Wzięłam mały łyk wody, a następnie postawiłam szklankę na podłogę, tuż obok mnie. Przez okno zauważyłam, że zaczynało padać. Na tle ciemnoszarego nieba widać było drobne krople deszczu. Zamknęłam oczy i skuliłam się lekko. Słyszałam jak krople wody uderzają w szybę okna. Piekielnie zaczął boleć mnie brzuch, złapałam się mocno za niego.
-Cholera... -mruknęłam cicho i niewyraźnie. Wstałam powoli, podnosząc z podłogi szklankę. Odłożyłam ją na stół. Otworzyłam jedną z górnych szafek i wygrzebałam stamtąd tabletki przeciwbólowe. Połknęłam jedną, popijając wodą. Posprzątałam po sobie, zgasiłam światło w kuchni i powoli, ciągle trzymając się za brzuch, poszłam do swojego pokoju. Nawet nie próbowałam już zasnąć. Usiadłam przy biurku i włączyłam laptopa. Oczywiście na Facebooku i GG nikogo nie było. Pewnie wszyscy o tej porze dobrze bawili się na jakieś imprezie. Poza tym i tak nie miałam za bardzo z kim pisać. Po chwili go wyłączyłam. Spojrzałam na zegarek, było w pół do czwartej. Ból brzucha powoli ustępował. Nie mogłam wytrzymać, wstałam z krzesła i podeszłam do okna. Szeroko je otworzyłam. Wychyliłam się lekko i odetchnęłam świeżym powietrzem. Na zewnątrz było w miarę spokojnie. Delikatny wietrzyk i tylko drobne krople deszczu. W głowie mieszały mi się wszystkie myśli. Nie mogłam się w ogóle skupić. Nagle usłyszałam głośny szmer w krzakach, jakby ktoś tam był. Wystraszyłam się trochę, zamknęłam natychmiast okno. Po chwili pomyślałam jednak, że to mogło być jakieś zwierzę, lub zwykły wiatr. Dłonią dotknęłam swojego czoła. Ostatnio zrobiłam się bardzo strachliwa.
-Co się ze mną dzieje? -mruknęłam bardzo cicho. Położyłam się na łóżku, wzięłam swoje słuchawki i komórkę. Włączyłam kilka moich ulubionych piosenek. W ten sposób zasnęłam bardzo szybko.
* * *
Gdy rano otworzyłam oczy, moja komórka razem ze słuchawkami leżała na ziemi. Oczywiście bateria padła, ponieważ przez cały ten czas leciała muzyka. Westchnęłam cicho. Wybrzebałam z szafki obok ładowarkę i podłączyłam telefon, aby bateria się naładowała. Poczułam piekący ból w gardle. Spojrzałam na zegarek. Była jedenasta dwanaście. Pomyślałam, że rodziców nie ma w domu, skoro jeszcze nikt mnie nie obudził. Nie chciało mi się nawet podnosić z łóżka. Leżałam tak chwilę, dopóki do mojego pokoju nie weszła Amanda. Tak po prostu, jak do siebie.
-Rodzice pojechali coś tam pozałatwiać... przed chwilą dzwoniła mama. Kazała Cię obudzić. A... i masz posprzątać w domu.
-Że co? Żartujesz sobie?! -zapytałam zdenerwowana, trochę zachrypniętym głosem.
-Nie, ani trochę nie żartuję. Jak chcesz, to mogę zadzwonić do mamy i się wtedy przekonasz. -z wrednym uśmiechem na twarzy.
-Zaraz... jak ja będę sprzątać, to Ty co będziesz robić?
-Siedzieć przed komputerem i Cię pospieszać.
W tym momencie miałam ochotę ją rozszarpać i wykopać z pokoju. Żałowałam później, że tego nie zrobiłam.
-Przecież twój komputer jest zepsuty. -stwierdziłam po chwili z lekkim uśmiechem.
-Wiem. Właśnie dlatego wezmę sobie Twój. -podeszła do mojego laptopa i tak po prostu go sobie wzięła. Zacisnęłam mocno pięści, najchętniej bym ją teraz udusiła. Przemilczałam tą chwilę, patrząc jak wychodzi. Przewróciłam oczami i wstałam leniwie z łóżka. Mogłam posprzątać w domu, ale nie na rozkazy tego bachora. Wczoraj przez te nerwy nawet się nie przebrałam. Nie chciało mi się przebierać teraz w coś czystego i tak nigdzie się nie wybierałam więc na razie mogłam być w tych ubraniach. Nie miałam w ogóle humoru i ochoty kompletnie na nic. Niestety musiałam trochę ogarnąć w domu i to jeszcze przed powrotem rodziców. Wtedy nie zwracaliby uwagi na to, czy jeszcze sprzątam czy nie, tylko od razu zaczęłyby się krzyki i durne uwagi. Uczesałam się tylko na szybko i zeszłam na dół. W salonie już siedziała sobie wygodnie Amanda, z moim laptopem na kolanach.
-A tylko mi coś w kompie zryjesz, to Cię zamorduję.
-Nie odważysz się mnie nawet dotknąć. -z uśmiechem.
-Oj, żebyś się nie zdziwiła. -Skierowałam się do kuchni, byłam głodna, ale najpierw chciałam trochę posprzątać. Gdy tylko tam weszłam, zobaczyłam porozstawiane po całym stole brudne talerze i kubki. Dodatkowo na szafkach kawałki jedzenia. Wyglądało to tak, jakby nie było sprzątane od miesiaca. Zacisnęłam pięści i zamknęłam oczy. Pomyślałam sobie, że robią mi na złość. Wzięłam się sprzątanie. Wytarłam szafki i kuchenkę. Później pozmywałam wszystkie brudne naczynia. Minęła w ten sposób ponad godzina. Gdy skończyłam, zrobiłam sobie gorącej herbaty, pomyślałam, że pomoże mi na ból gardła. Podeszłam po tym do okna. Wzięłam niewielkiego łyka. Padało mocniej niż wcześnie nad ranem. Na całej ulicy znajdowały się już ogromne kałuże. Wokoło było pusto, w taką pogodę nikomu nie chciało się wychodzić z domu. Oderwałam się od okna tuż po tym, gdy skończyłam herbatę i poszłam posprzątać trochę w salonie. Oczywiście po swojej kochanej siostrzyczce. Opakowania po chipsach i różne inne bzdety. Ona oczywiście by się nie ruszyła, więc ja musiałam to zrobić. Nawet nie zwróciła na mnie uwagi. Póki sprzątałam po niej i o nic się nie czepiałam, miała mnie gdzieś. Gdy skończyłam robotę, wyszłam przed dom. Oparłam się obok drzwi o ścianę. Nad schodkami był niewielki daszek, więc nie musiałam martwić się deszczem. Koniecznie chciałam posiedzieć trochę na zewnątrz, mimo zimna i tego, że mogłam się rozchorować. Uwielbiałam przebywać na łonie natury. Zaczęłam spokojnie rozglądać się wokoło. Myślałam o tym wszystkim. O rodzicach, o siostrze, a najbardziej o moich urodzinach. Były już za niecałe dwa dni. Po chwili zobaczyłam stojącego za krzakami pewnego mężczyznę, wyraźnie patrzącego w moją stronę. Pomyślałam że to ten sam, co wtedy w parku. Wystraszyłam się nie na żarty. Nie wróciłam jednak do domu. Postanowiłam to załatwić, mimo strachu zaczęłam powoli się do niego zbliżać. Tak wiem, byłam idiotką. Mało mówili w telewizji o porwaniach, gwałtach i morderstwach? Ale cóż, coś kazało mi tam iść. On nawet się nie ruszył, stał cierpliwie w tym samym miejscu i czekał. Poczułam spadające na mnie duże krople wody. Szłam powoli w stronę wysokiego płotu, przy którym rosły niewielkie krzewy dzikich róż. Po chwili zbliżyłam się wystarczająco, aby zobaczyć jego ciemne, brązowe włosy, niebieską koszulę przykrytą elegancką, czarną, skórzaną kurtką. Miał na sobie również jasnoszare spodnie i czarne buty. Patrzył na mnie z wielką powagą.
-K... kim Pan jest? -wydusiłam z siebie. Nie otrzymałam jednak odpowiedzi. -Zapytałam o coś. -byłam już lekko zniecierpliwiona.
-Mów mi ... Pierwszy. -odpowiedział spokojnie, niskim głosem.
-Pierwszy? Ale... -nie dał mi nawet dokończyć zdania.
-O nic nie pytaj, wyjaśnię wszystko w swoim czasie.
-Ale... dlaczego mnie śledzisz? Czego ode mnie chcesz? -bałam się coraz bardziej, cofnęłam się o krok.
-Nie bój się mnie... nie zrobię Ci krzywdy. Obserwuję Cię, ponieważ ty świetnie się nadajesz.
-Nadaję? Niby na co? Nie rozumiem, o co Ci chodzi.
-Nadajesz się na jedną z nas. Na jedną z najniebezpieczniejszych ludzi na świecie.
-Że co? Najniebezpieczniejszych ludzi na świecie? Żartujesz sobie? Przecież ja wcale nie jestem groźna, człowieku... Ja? Przestań... to chore... Śledzi mnie jakiś dziwny facet, którego ja w ogóle nie znam, a później opowiada mi takie bzdury... świetnie... a myślałam już, że moje życie nie może być jeszcze bardziej pokręcone. -odwróciłam się i zaczęłam iść powoli w kierunku domu.
-Wcale nie żartuję. Może i teraz nie jesteś groźna, ale niedługo przekonasz się, że to co mówię, jest prawdą. Potrzebujesz czasu, żeby to wszystko zrozumieć.
-Na nic nie potrzebuję czasu, nie jestem niebezpieczna, nigdy nie byłam i nie będę. Jestem zwyczajną kobietą, daj mi spokój, odczep się ode mnie i daj mi normalnie żyć.
-Isabello... -w tym momencie mnie zatkało. Ten facet znał moje imię.
-Ty... wiesz jak się nazywam? Niby skąd?
-Wiem o Tobie więcej, niż sądzisz. Proszę... przemyśl sobie to, co Ci powiedziałem. W razie czego, będę gdzieś blisko. Pamiętaj.
Nie odpowiedziałam na to, wróciłam szybko do domu. Gdy później spojrzałam w tamto miejsce przez okno, jego już tam nie było. Odetchnęłam głęboko. To zaczynało być straszne, nawet bardzo. Poszłam przebrać się z mokrych ubrań i wysuszyć trochę włosy. Przez tą krótką chwilę na deszczu, cała już przemokłam. Cały czas po głowie chodziły mi jego słowa. Że niby ja mam być jedną z najniebezpieczniejszych na świecie? To było po prostu chore, nie wiem jak inaczej to określić. I co jeszcze? Może mordować ludzi ? Ale przecież mogły to być tylko głupie żarty. Uważałam wtedy to wszystko za głupstwo. Jak na razie, starałam się o tym w ogóle nie myśleć. Nie sądziłam jak moje życie może się zmienić, i to całkiem niedługo.

5 komentarzy:

  1. Super notka, kilka błędów się znalazło, lecz nie przeszkadzały w czytaniu. Czekam na następną notke i nie tylko na tym blogu leniwcu. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. błędów?! I kto to mówi, mistrzyni ortografii się znalazła ^^

      Usuń
  2. Różnica między moją rodziną, a rodziną Piątej jest taka, że moja siostra nie ma lepiej z rodzicami ode mnie. A tak po za tym... Oni mnie chyba zabiją.

    notka super, choć zastanawia mnie pewna rzecz. Jak Pierwszy ją znalazł?

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, całkiem fajna notka. Jezu, ale ją w domu traktują. x.x Jej siostra mnie wkurza. Czekam, aż Isabella dołączy do "najniebezpieczniejszych ludzi na świecie". ^.^ Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To sobie poczekasz : D Bo za szybko to to nie będzie XD

      Usuń